sty 29 2009

walmniekijem


Komentarze: 0
Miasto Spełnień
Starszy mężczyzna popatrzył w dal i powiedział.
-Wiesz Kerr, co mnie dziwi? W ciągu roku w mieście mamy 323 wypadki samobójstw, jednak żadnego z nich nie stwierdzono w tym miejscu. Nie uważasz, że to doskonałe miejsce, aby odebrać sobie życie?
-Tak. Doskonałe pod każdym względem. Po skoku z tego miejsca w dół na pewno wynik będzie zawsze śmiertelny. Gdybym sam chciał tego dokonać, przyszedłbym właśnie tutaj.
-No właśnie. A jednak jest zupełnie inaczej i nikt tutaj nie przychodzi i nie kończy z sobą. Wiesz, co mnie jednak dziwi? W ubiegłym roku ekipy naprawcze 70- krotnie naprawiały tą barierkę. Jakby w nią z wielką siłą uderzały samochody.
-Żadnego jednak w dole nie znaleziono?
-Nie uważasz, że to bardzo intrygujące?
-Myślisz poruczniku, że istnieje jakieś sensowne wytłumaczenie?
-Jestem o tym niewątpliwie przekonany, że tak jest w istocie. Oprócz bowiem samobójstw mamy także 170 przypadków zaginięć ludzi, z których tylko kilkanaście osób się odnajduje. To daje kłam wszelkim statystykom. Albo nasze miasto jest wyjątkowe albo spowija je jakaś tajemnica.
Młody Kerr nie był o tym przekonany, uważał, bowiem że na pewno wszystko można logicznie wytłumaczyć.
-No nic, wracajmy, czeka nas dzisiaj ciężki dzień.
Wsiedli do samochodu i odjechali. Kiedy w okolicy zrobiło się cicho i bezludno zza pobliskiego lasu wyjechał samochód i zatrzymał się w odległości około 100 metrów od barierki. Jego silnik zaczął pracować na coraz większych obrotach i wkrótce z piskiem opon ruszył w kierunku urwiska…


****

Miał dosyć już wszystkiego, co stanowiło o jego życiu. Poddał się depresji i ciemności, która go otoczyła nie widząc dla siebie żadnej alternatywy na przyszłość. I chociaż nie chciał umierać czując w głębi serca, że to błędna decyzja to jednak nie potrafił już jej w sobie powstrzymać. Nie będąc potrzebny już nikomu nie czuł się potrzebny sobie i jak zły sen zniewoliły go najgorsze myśli.
Podjechał samochodem pod samo urwisko, lecz w ostatniej chwili mocno wcisnął hamulec i zatrzymał się gwałtownie. Wysiadł z samochodu i ze złością i krzykiem zaczął uderzać w barierkę odgradzająca przepaść próbując powstrzymać swój zamiar jakimś szalonym wyczynem. Popatrzył w pustą czerń przed sobą a tam nie było już drogi ani drzew. Tylko gwiazdy na niebie i pojedyncze światła przed nim jak gdyby można było pójść dalej gdzieś w dół w dolinę i tam zaznać spokój. Ale jego jutro już nie istniało lub nazywało się teraz śmierć i tam być może znajdzie zakończenie wszystkiego i wyzwoli się z więzów, którymi czuł się spętany.
Stracił w ostatnim czasie wszystko. Ukochaną kobietę, pieniądze, dom i to, co najważniejsze, czyli chęć do życia.. Został mu stary samochód i długi ścigające go z prędkością krótkodystansowca. Nie mógł jeszcze zrozumieć jak mógł być tak ślepy przez tyle lat, i dawać się tak wykorzystywać niczego nie zauważając. Czuł, że musi ponieść karę za ślepą miłość j bezwzględne oddanie.
Popatrzył raz jeszcze w pustkę , uspokoił nerwy i zobaczył jak gdyby z zupełnego nieistnienia, wyłaniający się obraz. Dostrzegł światła, jednak nie gdzieś w dole świecące z domów jego miasta, lecz przed sobą w bliskiej i dalekiej pustce powietrza, jakby tam istniało coś, czego nigdy dotąd nie znalazł i żyli tam ludzie, bliżsi mu niż ktokolwiek inny.
Nie, przecież to zupełna paranoja, której nie może się poddać. Tam przecież nie może nic być, był tutaj przecież już wiele razy. A jednak jakby z oddali dochodziła go nawet muzyka, czyjś radosny głos i jakaś niespotykana nadzieja płynąca ku niemu wraz z nim.
Poczuł napływ energii, zupełnego pogodzenia się ze swym losem jak gdyby w tym momencie złapał wiatr w żagle. Wsiadł do samochodu, cofnął kilkanaście metrów do tyłu i z piskiem opon pojechał w stronę barierki zamykając oczy.
Poczuł tylko głuche uderzenie, dźwięk zbijanych świateł i gdy myślał, że poczuje przeciążenie spowodowane gwałtownym spadaniem w dół stało się coś wręcz przeciwnego.
Wydało mu się, że wcale nie spada a jedzie dalej niewidzialną drogą. Próbował cokolwiek zobaczyć w ciemności za szybą, lecz jego oczy niczego nie potrafiły zarejestrować, tylko jakieś pojedyncze błyski, refleksy na szybie świadczące o tym, że droga wcale się nie skończyła i istnieje dalej ulepiona z powietrza, ciemności i mgły.
Jeśli by spadał czułby to przecież, gdyby leciał w dół w przeciągu kilku sekund rozbiłby się o skały i dopadłoby go w końcu umieranie.
Nie działo się jednak nic z tych rzeczy, tylko zupełnie coś dla niego nieoczekiwanego. Może jednak tak wygląda śmierć i nie czuje się zupełnie chwili, kiedy przechodzi się na tamtą stronę? Może śmierć nie boli i jest tylko otwarciem kolejnych drzwi lub jeszcze czymś innym niepoznanym?
Na myśl przyszły mu legendy i opowieści o tym miejscu. Ponoć ludzie opowiadali, że czasami urwiska nie ma i że wszystko jest tak jak kiedyś przed trzęsieniem ziemi.
Nigdy im nie wierzył, przenigdy nie próbował tego sprawdzić, bo przecież to nie mieściło się w jego ludzkim rozumowaniu. A teraz sam dokądś jechał, zawieszony w powietrzu nie wiedząc tego, w co się przeobraził w ciągu kilku chwil.
Wolno przed nim zaczynała przebijać jasność i z ciemności wyłaniał się nieznany mu krajobraz. Droga, którą niewątpliwie jechał ukazała mu się w blasku dnia, chociaż przecież był dopiero późny wieczór. Wkrótce zrobiło się zupełnie jasno i zobaczył, że jedzie wolno twardą, krętą drogą wśród wysokich iglastych drzew lekko wspinającą się w górę. Ku jego zaskoczeniu przed sobą kilkanaście metrów dalej, zobaczył kobietę, która machała w jego stronę ręką. Widok innego człowieka dodał mu otuchy i zatrzymał się przy niej próbując na swej twarzy wywołać uśmiech.
Była bardzo ładną, młodą dziewczyną, która zupełnie mu nie pasowała do tego miejsca.
-Zabierze mnie pan dokądkolwiek?
-Dokądkolwiek? A gdzie to jest?
-Nie wiem…Niech pan jedzie, to może się o tym przekonamy.
Po chwili jazdy zapytał pragnąc zaspokoić swoją ciekawość.
-Czy pani wie, co to za miejsce?
-A jak pan myśli? Można sobie wybrać dowolną nazwę. Śmierć, inny świat, trzeci wymiar, szaleństwo, cokolwiek. Ważne chyba jest to, że odczuwamy swoje istnienie, prawda?
-Chciałem popełnić samobójstwo- powiedział
-A ja wyglądam na osobę która jest wycieczce? Jak widać ani panu ani mnie się nie udało. Nawet umrzeć normalnie nie można- powiedziała zawiedziona
-Może nie wolno nam było tego robić? Może to nie była jeszcze nasza pora? Lub należało to zrobić w zupełnie inny sposób?
-Wierzy pan w to, że o chwili naszej śmierci decyduje Bóg? On ma nas wszystkich w nosie i nie przejmuje się nami, bo nie ma czasu dla każdego z nas.
-To bardzo surowa ocena.
-Jest mi wszystko jedno gdzie jestem i co się teraz ze mną stanie!- powiedziała i zakryła twarz dłońmi.
Zrobiło mu się jej żal, lecz przecież sam powinien się zastanowić nad tym, co uczynił.
-Powiesz mi, co się stało?
Nie chciała jednak mówić tylko utkwiła oczy w drodze i milczała nie reagując na jego słowa.
Po chwili wyjechali z lasu i przed sobą zobaczyli miasto, położone na rozległej równinie w pobliżu płynącej wartkiej rzeki. Nie było duże, zbudowane z małych pojedynczych stylowych domków, stojących blisko siebie. Świat po stronie śmierci okazywał się być najnormalniejszą rzeczywistością jaką znał
Dojechali w końcu do pierwszych zabudowań i zatrzymali się przed budynkiem oznaczonym napisem „Motel Wędrowca”, gdzie wysokie drzewa rzucały cień na zielony ogród kwitnących kwiatów przed wejściem.
Myślał że w tym dziwnym miejscu wszystko będzie inne. Ale słońce na niebie było takie samo a i wiatr i ziemia pod nogami nie różniły się niczym od tego, co znał. Byli, więc chyba w swoim świecie w miejscu na Ziemi gdziekolwiek ono się znajdowało.
W środku zobaczyli kilka stolików, barek i młodą dziewczynę za nim wycierającą szklanki. Powitała ich uśmiechem i ciepłym głosem powiedziała.
-Witam nowych gości. Proszę siadać, zaraz podam śniadanie- powitała ich i znikła za drzwiami zaplecza jak gdyby spodziewając się ich wizyty.
Usiedli niezdecydowanie i rozejrzeli dookoła. Jack zobaczył, że jego towarzyszka jakby speszona swoim wyglądem wyciągnęła lusterko i przyjrzała się swojej umazanej łzami twarzy a potem zaczęła poprawiać pospiesznie makijaż. Nie zdążyli zamienić nawet słowa i pojawiła się ponownie kelnerka niosąc dwa talerze ciepłego posiłku.
-Proszę bardzo, śniadanie dla państwa- powiedziała.
Nic nie mówił o tym, co lubi, lecz gdy zobaczył przed sobą jajecznice na boczku westchnął z radości na ucztę, jaka go czekała.
-Skąd pani wzięła moje ulubione rogaliki?- zapytała dziewczyna zdziwiona tym, co i ona otrzymała.
-Proszę o nic nie pytać, nowi goście jeszcze nie muszą wszystkiego wiedzieć.
-Czy może nam pani powiedzieć, gdzie jesteśmy?- zapytał.
-Wszystko w swoim czasie- odparła i odeszła.
Zabrał się do jedzenia, czując narastający głód i zachwycił się smakiem, poczuł w ustach. Skoro po śmierci można sycić się jedzeniem było to całkiem przyjemne miejsce.
-Po, co pan pyta? Może lepiej nic nie wiedzieć? Może wygraliśmy jakiś los na loterii i to nasza nagroda?- zapytała po chwili dziewczyna
-Śmierć jako główna pula ze specjalnym, dodatkiem w formie ostatniej chwili marzeń? Może niedługo miraż minie i rzeczywiście runiemy w przepaść?
-Czy dla tych kilku chwil nie warto?
-Może tak, jeżeli coś ciekawego tutaj nam się jeszcze przydarzy- odparł.
Po chwili usłyszeli dźwięk telefonu. Wiszący na haku staromodny aparat zadźwięczał głośnym tonem. Kelnerka podniosła słuchawkę i po chwili powiedziała.
-Przepraszam, pani na imię Suzan?
-Tak?
-Pani siostra Rini do pani.
Suzan zamarła z wrażenia nie wiedząc jak się teraz ma zachować.
-Co się stało?- zapytał.
-Rini…Ona zaginęła 10 lat temu…- powiedziała i zaraz kocim zgrabnym krokiem pobiegła do słuchawki.
Przeszły go dreszcze po plecach i stracił apetyt. Chwile przyglądał się temu jak Suzan rozmawia i po chwili zauważył jak rozradowana wybiegła z motelu na zewnątrz budynku. Czuł się cholernie dziwnie, to nie mogło być normalne miejsce w zwyczajnym świecie. Gdzie, więc był? Popatrzył na kelnerkę a ona na niego i zapytała.
-Po pana nikt nie dzwoni?
Nie rozumiał, o co jej chodzi, ale chyba miało to znaczenie w tym dziwnym miejscu. Wypił stojący na stole sok i zapatrzył się w okno ignorując kelnerkę, lecz po chwili rozległ się drugi telefon.
-Tak?
Dziewczyna z baru wymieniła z kimś kilka słów i przywołała go ruchem ręki.
-Pana ojciec- powiedziała i podając mu telefon.
Skoro był w świecie ludzi umarłych, to nie mógł być jego ojciec. On przecież żył i czuł się doskonale!
-Halo? Pan uważa, że jest moim ojcem!? Mój ojciec przecież żyje! -zawołał
-Jack? Nic nie rozumiesz, jestem nim naprawdę i wyjaśnię Ci wszystko za chwilę. Chciałem na razie usłyszeć Twój głos i się upewnić, że to Ty. Czekaj na mnie- powiedział i wyłączył się.
Więc kolejna zagadka, którą być może już wkrótce rozwiąże. Podziękował kelnerce i wyszedł z motelu na drogę. Wszystko mieszało już mu się w głowie i nie był już pewien czy to, co przeżywa nie jest tylko zwykłym snem. Przecież to wszystko na pewno ma swoją historię i miało swój logiczny początek. Poszedł w kierunku centrum miasta licząc na to, że tam znajdzie odpowiedź. Po chwili nadjechał stamtąd jakiś samochód i zatrzymał się przed nim. W środku zobaczył młodego, młodszego od siebie mężczyznę. Uśmiechnął się szeroko i powiedział.
-Cześć Jack, jestem Majk, Twój ojciec.
Nie znał tego mężczyzny i nie było między nimi nawet podobieństwa w wyglądzie.
-Mój ojciec żyje, znam go i wiem jak wygląda- odparł.
-Wsiadaj, zaraz Ci wszystko wyjaśnię. Chyba, że masz coś lepszego do roboty?
Kiedy jechali samochodem pustymi ulicami miasta Majk zaczął mówić.
-Wybacz, że Ciebie tutaj wezwałem, ale jesteś nam potrzebny. To miejsce wymaga czasami pomocy ludzi z zewnątrz, takich jak Ty, a ja naprawdę jestem Twoim ojcem. Podczas twoich narodzin, Twoja mama doznała krwotoku, którego lekarze nie potrafili zatamować. Kiedy się o tym dowiedziałem, jak wariat jechałem do szpitala, ale i mnie dopadło nieszczęście. Nie zauważyłem wielkiej ciężarówki i wypadłem z drogi. Nawet nie poczułem jak umieram a raczej jak zjawiłem się w zupełnie innym miejscu od tego, w jakim powinienem się znaleźć. Zresztą to kwestia własnego spojrzenia i właściwego wytłumaczenia sobie wszystkiego. Tak to się zaczęło dla mnie i trwa od lat aż do dzisiaj. Byłem jednym z pierwszych, którzy tutaj przybyli od chwili, gdy dwa miesiące wcześniej w wyniku trzęsienia Ziemi w tym miejscu obsunęły się skały i powstało znane Ci już urwisko.
W Twoim przypadku wtedy stałeś się podwójnym sierotą w przeciągu niewielu chwil. I zostałeś następnie adoptowany przez innych ludzi, którzy Ciebie również mocno pokochali.
-Czy, zatem mama też tutaj jest?
-Nie, nie ma jej. Nie umarła w miejscu, z którego można było przejść do tego świata w jakim jesteśmy teraz. Wtedy niewielu wiedziało o tym, że tylko urwisko jest drogą do naszego życia. Ale jak wiesz w przypadku Twojej matki nie miało to i tak znaczenia. To w zasadzie wszystko, co mogę Ci już powiedzieć, tylko czy postarasz się w to wszystko uwierzyć?
W zasadzie był człowiekiem, który dopuszczał wiele spraw z pogranicza realnego życia i fikcji. Teraz stał się bezpośrednim uczestnikiem anomalii istnienia.
-Nie wiem…sam nie wiem, lecz chyba nie mam wyboru. Próbowałem się przecież zabić. Dla mnie to miejsce to i tak wybawienie od kłopotów, tylko szkoda, że wcześniej swoje życie tak bardzo spaprałem. Przecież i tak cokolwiek tutaj pięknego to i tak nie jest życiem tylko złudzeniem.- odparł.
-To nie Ty tylko synu jesteś wszystkiemu winien. Trochę Ci w tym pomogliśmy, by wymusić na Tobie decyzję o samobójstwie.
Tego się nie spodziewał i teraz zupełnie rozgorzał w nim bunt przeciwko temu gdzie był i kim był. Chciał wrócić i wybrać inny bardziej skuteczny sposób na śmierć. Czuł jednak, że w chwili obecnej nie miał i tak innego wyjścia jak poddać się wszystkiemu, co musiał uczynić.
-Nie patrz tak na mnie, to prawda. Miasto ma możliwości, o których nikomu się nie śniło. I chociaż przyszło mi to z ciężkim sercem doprowadzić cię do tego, nie mieliśmy wyboru. Tylko Ty możesz nam pomóc.
-Jeżeli dobrze rozumiem, Jessy była nasłana przez was?! To ona zamieniła w koszmar moje życie?
-Tak, miała za zadanie doprowadzić Cię na skraj wytrzymałości i przez cały czas umiejętnie podawała ci do głowy myśli o tym byś popełnił samobójstwo w tym a nie w żadnym innym miejscu. Gdyby było inaczej, miała cię powstrzymać. Nie robiła jednak tego za darmo i dobrze jej teraz zapłacą za Twoją śmierć.
Chciał w pierwszej chwili wysiąść i uciec w jakiekolwiek inne miejsce gdzie będzie tylko sam. Zrozumiał jednak, że tutaj na pewno nie było takiego miejsca gdzie mógłby stać się dla innych a nawet dla siebie niewidzialny.
Pokiwał tylko z niedowierzania głową i próbował w myślach obrócić to wszystko w głupi żart.
Po kilku minutach wjechali na duży plac pośrodku miasta. Na pierwszy rzut oka wszystko było normalne. Ludzie, ruch uliczny, sklepy i drzewa. Nie widział tutaj niczego, co mogłoby mówić o tym, że to miejsce nie z jego świata.
-Gdzie my właściwie jesteśmy? Czy to realna rzeczywistość i można to miejsce gdziekolwiek umiejscowić?
-Realny w specyficzny sposób. Świat ten nie ma ograniczeń, ale zarazem je posiada. To przystanek nieśmiertelności przesiąknięty śmiercią. Tutaj przeżyjesz wieczność i znajdziesz swoje miejsce i odnajdziesz ludzi, lub znajdziesz to, czego nigdy nie szukałeś, ale coś, co Ciebie znalazło. To miejsce dziwne, tajemnicze i niepoznane. Tutaj każdy dzień jest inny dla każdego, taki, jaki sobie wyobrazisz. Powiedz mi, co widzisz za oknem na niebie? Jaka jest pora roku?
Wyjrzał za okno i zobaczył na niebie słońce i niewiele białych chmur. Wiał ciepły wiatr i mogło to oznaczać, że był początek lata.
-Świeci słońce, jest piękny poranek-odparł.
-No właśnie- powiedział ojciec- Dla mnie wszystko jest inne. Niebo jest zachmurzone i pewnie za kilka godzin spadnie deszcz. Przyjrzyj się ludziom a zobaczysz, czym dla nich jest rzeczywistość, jaką dostrzegają.
Rzeczywiście, teraz, kiedy się bliżej im wszystkim zaczął przyglądać, zobaczył, że jedni są lekko ubrani, inni jakby był duży mróz. Kobieta przeszła z parasolem w dłoni na drugą stronę ulicy a jakieś dziecko ciągnęło za sobą sanki z bałwanem.
-O rany!
-No właśnie sam widzisz, to jedna z anomalii naszego świata. Każdy sam wyobraża sobie to otoczenie i w nim życie.
-Czy nie przeszkadza wam to w kontaktach między sobą?- zapytał.
-Nie, wręcz przeciwnie pomaga, bo każdy czuje komfort chwili. Nie myślimy w takich momentach o innych, tylko o swoim otoczeniu i staramy się osiągnąć wspólną harmonie miejsca. Zrozumiesz to, kiedy pobędziesz z nami dłużej.
-Może nie chcę tutaj być? Po tym, co mi powiedziałeś, wolałbym wrócić!
-Wiem, naprawdę mi przykro i jeżeli to Ci wystarczy to wiedz, że tutaj można żyć podobnie, jeżeli zapragniesz szczęścia w głębi swego serca. Miałeś tego wszystkiego dowiedzieć się dopiero później, ale uznałem że lepiej będzie gdy już na początku poznasz większość prawdy i zanim dojedziemy na miejsce będziesz mógł wyrobić sobie o nas już wstępne zdanie. Teraz, chociaż nie masz wyboru i musisz już tutaj z nami żyć, znasz sytuacje. Prawdę mówiąc to jednak Ty przyczyniłeś się do tego, że nasz świat może ulec unicestwieniu.
-Jakim cudem? Myślałem, że to, co wokół istnieje jest wieczne i niezniszczalne i żaden chaos tutaj nie może zagościć?
-Nic nie jest wieczne, nawet Wszechświat kiedyś nie istniał. Twoja droga tutaj zaczęła się wtedy, gdy zacząłeś pisać. Jakieś sześć lat temu napisałeś pewne opowiadanie, które ktoś z nas przeczytał wpatrując się w wasz świat. I w swoich myślach zapragnął by to co opisałeś pojawiło się wśród nas. Miejsce, bowiem, w którym jesteśmy jest szczególne. Ono potrafi spełniać marzenia, chociaż nie zawsze się to tak dzieje, jakbyśmy tego naprawdę chcieli.
-Obserwujecie nasz świat? Podglądacie nasze życie?!
-Kiedy pobędziesz wśród nas zrozumiesz, że czasami wam się to opłaca. To my już wielokrotnie zapobiegliśmy światowemu kryzysowi i wojnie nuklearnej! Czasami jednak bierzemy od was i puszki Pandory. Twoje opowiadanie taką właśnie było i sprowadziło do nas serię anomalii powodujących rozpad tego miejsca. Dzieje się tak, dlatego ponieważ pojawiło się wśród nas coś obcego, nie należącego do tego miejsca. To tak jakby naprzeciwko siebie pojawiły się dwa magnesy o przeciwnych biegunach. Odpychają przestrzeń wokół siebie, dodatkowo zamieniając ją w nicość. Tutaj wśród nas ta obcość powoduje właśnie taką reakcję i nikomu z nas dotąd nie udało się tego powstrzymać. Tylko twórca, czyli Ty może tego dokonać.
Zatrzymali się kilkaset metrów dale, gdzie zgromadzony był tłum ludzi. Wszyscy zrobili mu szerokie przejście, jak gdyby czekali właśnie tylko na niego. Co było za tym tłumem ludzi i w co tak spoglądali? Czy to było jego zadanie, którego oni nie potrafili wykonać?
-Idź tam, zobaczysz, po co Ciebie wezwaliśmy- powiedział ojciec.
Przez głowę przeszło mu dziesiątki myśli by odgadnąć, po co ludzie z miejsca, którego nawet nie można umiejscowić w rzeczywistości potrzebowali właśnie jego, śmiertelnika, którego doprowadzili do stanu samobójstwa. Lecz nic rozsądnego nie przychodziło mu do głowy, nawet podejrzenie czegoś, co być może było proste i zasadne. Przeszedł wśród tłumu ludzi do miejsca dla nich tak bardzo ważnego i kiedy się tam znalazł zobaczył w ziemi otwór i schody biegnące gdzieś w głąb. Niczego to nie wyjaśniało a jeszcze bardziej skomplikowało i powodowało, że rosła w nim ciekawość napawając go nawet radością, że oto on, któremu nic w życiu się nie udało ma pomóc nie tylko jednej osobie, ale całej dziwnej nie wiadomo skąd wziętej społeczności zmarłych.
-Idź tam a dowiesz się wszystkiego- powiedział ojciec
-Co tam znajdę?
-Pytania a może i odpowiedzi. Coś, co dla nas jest nie jasne. Każdy z nas znalazł się tutaj przez zwykły przypadek, zrządzenie losu, które odebrało mu życie. Tylko ty trafiłeś w inny sposób, ściągnięty specjalnie przez nas. I tylko ty możesz znaleźć odpowiedź na to, co tam znajdziesz.
-A, jeżeli mi się nie uda?
-Wtedy być może umrzemy tak jak zwykli ludzie. Nasz świat stał się niestabilny, zaczynamy odczuwać rzeczy dotąd nam obce. Stajemy się na powrót normalni i żywi a nikt z nas tego nie chce. To, bowiem oznaczałoby dla nas prawdziwą śmierć. Nasz świat traci tą magię, jaką stanowi dla nas od początku naszego tutaj pobytu. Okazało się, że nawet nieśmiertelność nie jest dana nam na zawsze i życie w tym świecie. Ktokolwiek go dla ludzi stworzył, czy był to Bóg, czy też obca cywilizacja, miało to jakiś nieznany cel, którego wciąż poszukujemy. I dopóki go nie znajdziemy powinniśmy żyć tak jak nam to zostało dane.
-Poszukujecie, więc odpowiedzi, chociaż na razie nawet nie znacie pytań?
-Trafnie to ująłeś. Mamy tutaj wszystko i możemy robić najdziwniejsze rzeczy. To, o czym każdy z nas marzył. I każdego dnia, kiedy się budzimy, nie mamy tego dosyć. Niekiedy bywa tak ze chcemy umrzeć, ale ta chwila szybko mija. Mamy cel przed sobą, cel, który ktoś nam wyznaczył i którego jeszcze nie poznaliśmy. Może ta dziura i te schody są jakąś odpowiedzią na dręczące i nas pytania.
Popatrzył na ludzi, którzy go otaczali i nawet im współczuł tego, że żyją od pewnego czasu w wielkiej niepewności. Jeżeli ktoś miał tam wejść to tylko on i było to dla nich niezwykle ważne. Skinął głowa, bo wiedział, że inaczej postąpić nie może. Musi tam pójść, chociaż obawiał się, że może stamtąd już nie wrócić.
Zszedł, więc w dół po stromych schodach a tam w zupełnej ciemności usłyszał najpierw szloch, potem czyjś śpiew a na końcu zapaliło się światło i zobaczył stojącą pośrodku pokoju piękną kobietę.
-Jesteś! Jesteś nareszcie, kochany!- zawołała i rzuciła mu się na szyję.
Wtedy sobie ją przypomniał. Bohaterka jednego z jego opowiadań. Bezwzględna morderczyni zakochana w prostym chłopaku. Swoją urodą wzbudzała podziw i namiętność innych. Ona jednak kochała tylko jego i była gotowa dla niego poświęcić swoje życie. Pamiętał, że w pewnym momencie zrezygnował z pisania opowiadania i kartki wrzucił do pobliskiego kosza na śmieci. Była, bowiem chodzącą śmiercią i tam gdzie się pojawiała zjawiała się i ona niszcząc wszystkie dobro. Nie chciał pisać o kimś takim, kogo nie polubił i w kim nie było nawet odrobiny dobra, które było by dla niej okolicznością łagodzącą. Miała jednak w sobie niezwykle oszałamiającą zdolność panowania nad ludźmi i czarowała ich swoją zdumiewającą boską urodą.
Ktoś znalazł te pogniecione kartki papieru i przywiódł ich wizję tutaj w tym miejscu, w którym wszystko jest możliwe i spełniają się marzenia. Kobieta cud stała się realna powstając z magii miejsca, w jakim zjawiła się ta myśl. Coś jednak nie do końca pozwoliło jej żyć, coś się jej przestraszyło i przeciwstawiło zamykając ją w podziemiach miasta..
-To ty?
-Ja…Musisz mi pomóc stać się takimi jak oni. Chce być normalną kobietą i poznać smak prawdziwego życia!
-A nie jesteś?
-Nie,…Kiedy wychodzę na zewnątrz staje się dla innych brzydka i okropnie cuchnę! To te miejsce wszystko tak zmienia, powoduje zmiany, których nie może nikt i nic powstrzymać. Jest tylko jedna nadzieja dla mnie i to ty nią jesteś!
Była czarująca, zaczęła mówić do niego słodko i objawiać przed nim wszystkie swe zdumiewające wdzięki.
-Musisz mnie napisać inaczej, bym była w Twoich oczach tutaj okropna i wstrętna. Tak byś na sam mój widok mógł zwymiotować z obrzydzenia. Kiedy to uczynisz i stanę się taka, to, kiedy wyjdę na zewnątrz to miejsce mnie odmieni i stanę się piękna. Rozumiesz?
Zobaczył teraz dookoła porozwalane sterty papieru. Widać było, że już wielu próbowało tutaj zrealizować ten niesłychany zamiar, lecz nikomu się to nie udało. Miejsce to widać posiadało dziwną i nie wytłumaczalną magie, która nie każdemu w każdej sytuacji była dana.. Jednak zrozumienie pewnych rzeczy w tej oto chwili nie było mu potrzebne.
-Jeżeli mi się uda, to, co potem?
-Nie wiem, może będę mogła żyć tam na górze, chociaż nie jestem zrodzona tak jak wy.. To miejsce to i tak miraż i niematerialny obraz, więc może mi się uda. Wasza fizyczna materia jest zupełnie inna niż żywych istnień. Skoro mnie stworzyłeś, to pozwól mi żyć tak jak innym, lub chociaż daj mi taką szansę. Widzisz przecież, co się dzieje i że nikt oprócz Ciebie nie ma władzy nad moim pisanym istnieniem. Jestem jednak źródłem piękna i nie rozumiem, dlaczego obdarzyłeś mnie tak złymi cechami?
Cóż miał jej odpowiedzieć? Cokolwiek by powiedział to i tak nie miało znaczenia dla tego, co może się stać za kilka chwil.
Usiadł przy stole zupełnie nie wiedząc, co robić. To miejsce swoją niezwykłością zupełnie go zdumiewało i nie potrafił sobie poradzić jeszcze z przyswojeniem wszystkiego. Zbyt wiele się wydarzyło w ciągu ostatnich godzin. Zbyt wiele doznał i przeżył, by móc spokojnie wszystko ocenić. Może należało przyjąć tą całość bez niepotrzebnych pytań? Chwycił za leżące pióro i zaczął pisać, chociaż nie miał specjalnie nadziei na to, że to akurat cokolwiek tym zmieni.
A ona siedziała naprzeciwko niego i zaczęła się odmieniać za każdym słowem, jakie pisał o niej. Nie umiał jeszcze wyobrazić sobie niezwykle brzydkiej kobiety, umiał wyobrazić sobie jedynie piękno, dlatego najpierw zaczął ją odmieniać tworząc inny jej wizerunek urody z łagodnym spokojnym charakterem. Stawała się coraz cudowniejsza i coraz bardziej zgrabna i powabna. Ogarniało go podniecenie, potem złość i nieśmiałość wobec niej.
Nie wie jak to długo trwało, ale w końcu zaczął do tego wizerunku dokładać elementy brzydoty, które tworzyły z niej karykaturę człowieka. I wszystkie te przeobrażenia, jakie czuła znosiła z wielką cierpliwością. Aż w końcu udało mu się napisać coś takiego, co nawet jego przeraziło. Kiedy w końcu spojrzał na nią, nie wierzył, że kobieta może być tak brzydka i ohydna. Stała teraz przed nim całkowicie naga i wydawała z siebie ciężki syczący, cuchnący świst. Miał dość i kazał jej stąd wyjść. Uśmiechnęła się, pokazała swoje brzydkie połamane zęby i wbiegła na schody w ciemności biegnąc ku światłu.
Po chwili Jack widząc, że nie wraca, postanowił wyjść na zewnątrz, mając nadzieję, że to już koniec wszystkiego i zacznie żyć normalnie lub umrze jak tego pragnął. Wdrapał się po schodach na górę i zobaczył, że jest noc i że nikt na niego nie czeka. Ile mogło minąć czasu? Może godzina, może dwie? W końcu rozpoznał kogoś idącego ulicą, a była tym kimś Suzan..
-Suzan?- zawołał ją po imieniu jakby od dawna byli dobrymi przyjaciółmi
-Jack? Jesteś tutaj w końcu!
-Jak to?
-No tak, przecież ty nic nie wiesz. Minęło bardzo wiele czasu. Pamiętasz, Twój ojciec mówił Ci o wielu anomaliach tego miejsca?
-Tak? Jak długo mnie nie było?
-Ponad rok czasu.
-A ta kobieta?
-Pojawiła się na placu nie taka piękna, jaką pragnęła być, ale z radością powitała swój nowy świat. Niestety umarła po zaledwie kilku chwilach. Ten świat jej nie przyjął, lecz jak powiedziała dał jej bardzo wiele. Umarła z radością na ustach jakby w kilku sekundach przeżyła to, co ludzie przeżywają przez całe życie.
Był zupełnie zaskoczony tym, co usłyszał. Ten koszmar, jaki przeżywał od kilku godzin wydawał się nie mieć końca. I potrzebował teraz szczerej rozmowy, ukazującej mu świat w jakim był, która pomoże mu z wolna przywyknąć do nowego życia
-Czy moja misja się udała?
-Tak, wszystko wróciło do normy i jest tak jak dawniej. To naprawdę wspaniałe miejsce. Chodź teraz ze mną, zaprowadzę Cię do domu. Wszyscy tam na Ciebie czekają.
Nie wiele jeszcze rozumiał, lecz czuł, że jeszcze niejednokrotnie przyjdzie mu się dziwić i przeżywać niezwykłe chwile. Ten świat, bowiem był nieziemski i poznanie jego tajemnic zajmie mu zapewne wiele czasu.
Śmierć przestała mieć dla niego zwykłe znaczenie a stała się mostem, bramą, poprzez którą czasami można wejść do zupełnie niezwykłego miejsca.
Wiedział i to że, każda śmierć powinna mieć swój powód i swoje właściwe miejsce. Wtedy tam, dokąd pójdziemy spełnią się nasze wszystkie marzenia.
Jego się jeszcze nie spełniły, jednak wierzył, że je tutaj spotka.
Wydawało mu się, że dobrze, że takie miejsce istnieje, bo wtedy życie ludzi ma jakiś większy nadrzędny cel. Chociażby dla tego ułamka społeczności, która tutaj przybędzie.
Był spokojny teraz o siebie i swoja przyszłość i miał tą pewność, że już nie pozwoli na to by to co było teraz przed nim w jakikolwiek sposób zmarnować.
elementarzz : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz